Znam lepsze polskie filmy o niespełnionej miłości ["Do widzenia do jutra", "Jowita", "Ostatni dzień lata", "Pożegnania", "Sam pośród miasta", "Krótki film o miłości"]. "Pingwin" w przeciwieństwie do wyżej wymienionych "melodramatów" nie ma tej poetyckości i piękna.
Nie bronią się również aktorzy. Jedynie muzyka Komedy ratuje to "dzieło".
Za to "Pingwin" jest lekki i zabawny. Świetny komentarz bohatera, rewelacyjna i prześmieszna wg mnie rola Cybulskiego, interesujące migawki z warszawskiej ulicy lat 60. Muzyka oczywiście cudowna. W sumie to jeden z moich ulubionych filmów polskich tamtych lat.