Cybulski to „dusza regularna”, wrażliwy człowiek, który na początku filmu wysiada z tego pociągu życia – ucieka w świat fantazji przed rzeczywistością.
To poeta grafoman, trafia do Arkadii. (Przez graniczną rzekę, gołe panienki za każdym razem się kąpią, a więc kicz jego wyobrażeń. Holoubek prosi, jedyny dobry człowiek, aby zawrócił w tej rzece, artysta daje się ubłagać…Łaskawca).
„Wróciłem z ostatniego krańca ziemi do siebie, do swoich. Do tego, czego nie można zapomnieć ” – mówi to do kamery po kurażu wódką w remizie, kiedy nabrał śmiałości i bez okularów ciemnych, a więc szczerze.
On wszystko wie o tych ludziach, jak Jezus uzdrowił chłopców, przepowiada przyszłość, Siemion go zabija a on wstaje. W świecie własnych wyobrażeń jest Bogiem. (Tak na marginesie - spełnia tu swoje marzenia erotyczne z Panią „Sułek”, jakże nieudolnie, a to zadowolenie, kiedy jest po wszystkim!? Żenujące).
Pseudoartysta ucieka przed szarzyzną życia codziennego. Zabić go chcieli ludzie z filmu (wydłużone sylwetki jak w ruskich filmach, zresztą więcej tu negatywnych aluzji do wschodu), więc nie ucieka przed nikim, zmyśla historie „wczoraj w wypadku zginęła moja rodzina”, „Przyjechałem tutaj po własną śmierć” – niesamowity mitoman - w końcu wyobraźnia przywołała po prostu żonę z dziećmi i musi z tego azylu znowu ujść.
Salto – wygibas ciała tyleż trudny, co bezcelowy, bo i tak wraca się do punktu wyjścia.
Tylko Siemion nawiązuje z nim dialog i od razu go nienawidzi, „Bażant”, „Bażant”. Bo to On w rzeczywistości!! Chciałby być Cybulskim, ale jest Siemionem w życiu prawdziwem!! Grafomanem z kompleksami! Nieudolnym stworzycielem światów, być może na pasku władzy …
Rzekłem. Tak to widzę po pierwszym seansie.
Chociaż, chociaż, proszę ja was (wiem przecież że piszę sam do siebie), to może być również powrót do krainy dzieciństwa a nie gmeranie we własnej świadomości. Ta Arkadia by pasowała – zatrzymuje się czas, Holoubek Cybulskiego nie poznaje, choć ten mieszkał wiele lat w jego domu, on ich wszystkich zna, młoda Lipińska jest mylona przez bohatera ze swoją matką…Czyżby to była opowieść … nie …nie …wielowarstwowa!?
Ach ten Tadzio K.
Cybulski ucieka przed marami wojny, chce pomóc ziomkom, ale jest mimo cudów niedoceniony i przegoniony jak Dżizus. Tylko po co oni kopią tymi łopatami i co to za rocznica w tej remizie?
Hmmm. Jeden seans to za mało.